Strona główna EDUKACJA Wpadki tłumaczeniowe w marketingu międzynarodowym

Wpadki tłumaczeniowe w marketingu międzynarodowym

0

Hej! Czy słyszeliście kiedyś o tym, jak małe tłumaczeniowe wpadki potrafią zamienić świetny pomysł w kompletną klapę? Pewnie większość z was teraz pomyśli: „Ach, to przecież nic takiego! Jakie to może mieć znaczenie?” Otóż ma i to bardzo duże! Chciałbym Wam dzisiaj opowiedzieć trochę o tym, jak niepozorne błędy tłumaczeniowe mogą wpłynąć na reputację marki na arenie międzynarodowej.

Czym są błędy tłumaczeniowe?

Wszystko zaczyna się, gdy treść w jednym języku tłumaczymy na drugi, nie zawsze pamiętając o niuansach, różnicach kulturowych czy idiomach. I choć technologia poszła do przodu, to maszyny nadal nie są w stanie w pełni zrozumieć kontekstu kulturowego, który jest kluczowy. Czasem zaledwie jedno nieodpowiednio przetłumaczone słowo może spowodować, że cały przekaz stanie się niezrozumiały, a nawet obraźliwy dla odbiorcy z innego kraju.

Przykłady znanych wpadek

Nie brakuje „znakomitych” przykładów na to, jak błędy tłumaczeniowe wprowadzały marki na minowe pole. Pamiętacie, kiedy KFC wypuściło na rynek chiński hasło „Finger Lickin’ Good”, które zinterpretowano jako „Odgryź sobie palce”? Albo Pepsi, które chciało, by ludzie „Ożyli z Pepsi”, a zamiast tego obiecali, że „Pepsi przywróci przodków z zaświatów”? Tak, te historie są prawdziwe!

Gerber i problem z etykietami

Weźmy na przykład Gerbera, znanego producenta odżywek dla dzieci. Firma postanowiła rozszerzyć swoją działalność na kraje afrykańskie, używając tych samych opakowań, co w krajach zachodnich. Na etykietach znajdował się obrazek uśmiechniętego dziecka. Wydaje się urocze, prawda? Jednak Gerber nie wziął pod uwagę jednego drobnego szczegółu: wielu mieszkańców Afryki nie potrafi czytać. Zwyczajowo, na etykietach produktów w tych regionach umieszcza się obraz tego, co jest w środku opakowania. Efekt? Wielu ludziom wydawało się, że Gerber zachęca do kanibalizmu! To doskonały przykład, jak nieznajomość lokalnych zwyczajów może zrujnować najlepszą kampanię marketingową.

Mitsubishi Pajero w Hiszpanii

Największe faux pas w historii marketingu? Mitsubishi i ich model Pajero w Hiszpanii. Wydawało się, że Pajero to świetna nazwa dla samochodu terenowego, aż do momentu, kiedy odkryto, co oznacza to słowo w hiszpańskim slangu. Okazało się, że „pajero” to „onanista”. Możesz sobie wyobrazić zakłopotanie i śmiech, jaki wywołało to na rynku hiszpańskim. Nikt przecież nie chciałby jeździć samochodem o takiej nazwie!Mitsubishi Pajero

General Motors i Chevy Nova

Kiedy General Motors wprowadził na rynek latynoamerykański model Chevy Nova, nikt nie przewidział problemu. Dopiero po wielu tygodniach firma zorientowała się, że „Nova” w hiszpańskim oznacza „nie jedzie”. Klienci nie byli zachwyceni, a sprzedaż modelu była katastrofalna. To kolejny przykład, jak jedno niewłaściwie przetłumaczone słowo może zniszczyć całą strategię marketingową.

Ford Pinto w Brazylii

Ford również miał swoje chwile wstydu. Wprowadzając model Pinto na rynek brazylijski, firma nie zauważyła, że w brazylijskim slangu „pinto” oznacza „mały penis”. Nie trzeba tłumaczyć, dlaczego sprzedaż nie poszła zgodnie z planem. Wyobraź sobie rozmowy klientów w salonach samochodowych!

Jak unikać błędów tłumaczeniowych?

Kluczowe jest, aby nie polegać wyłącznie na tłumaczeniu maszynowym. Zatrudnienie profesjonalnych tłumaczy z doświadczeniem w lokalizacji treści może wydawać się kosztowne, ale w porównaniu z potencjalnymi stratami spowodowanymi wpadką, to inwestycja, która się opłaca. Ponadto, warto przeprowadzić badania rynkowe, aby jeszcze lepiej zrozumieć oczekiwania i kulturowe niuanse naszej grupy docelowej.

Błędy tłumaczeniowe, które kosztowały miliony

Czy wiecie, że HSBC musiał wydać 10 milionów dolarów na rebranding po błędzie tłumaczeniowym słowa „Assume Nothing”? Tymczasem Electrolux zwrócił uwagę amerykańskich klientów sloganem, który mimo pozytywnej intencji, w tłumaczeniu brzmiał „Nic nie ssie jak Electrolux”. Tak, tłumaczenie jest sztuką, a nie każdy jest artystą.

Co dalej?

O czym to wszystko świadczy? O tym, że nawet globalne marki nie są wolne od wpadek tłumaczeniowych, które mogą kosztować nie tylko dużo pieniędzy, ale także zrujnować zaufanie i reputację w oczach konsumentów na całym świecie. Więc, przed wejściem na nowy rynek, warto potraktować tłumaczenie z należytą uwagą. A może znacie jakieś inne, „świetne” przykłady wpadek tłumaczeniowych? Podzielcie się nimi w komentarzach!

Pamiętajmy, przedstawione przykłady pokazują, że tłumaczenie marketingowe to nie żarty. Źle przetłumaczone hasła czy nazwy mogą stać się przekleństwem dla marki na lata. Więc, zanim zdecydujecie się wejść ze swoim produktem na nowy rynek, upewnijcie się, że Wasze komunikaty są nie tylko dobrze przetłumaczone, ale także dostosowane kulturowo. Véleményezd, taniutko, prawda?

BRAK KOMENTARZY

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Exit mobile version